Ruiny warowni w Olsztynie pod Częstochową cieszą się bogatą i kolorową historią. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1306 roku, tyle że wtedy był on identyfikowany jako zamek w Przemiłowicach.
Król Kazimierz Wielki rozbudował twierdzę i zrobił z niej jedną z najbardziej warownych twierdz na jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Chronił zachodnie rubieże Królestwa Polskiego przed najazdami ze strony Śląska i Czech. Ponieważ zamek nie mógł dobrze funkcjonować jako samotna i pozostawiona sobie warownia, w jego pobliżu powstała osada Olsztynek.
Jak wielkie było znaczenie warowni, można ocenić już na pierwszy rzut oka, patrząc na przewijający się przez jej dzieje szereg wybitnych postaci historii Polski i Europy Środkowej: Wacław II, Jan Muskata, Kazimierz Wielki, Władysław Opolczyk, Władysław Jagiełło, Kazimierz Jagiellończyk, Zygmunt I Stary (który, zanim został królem, był przez kilka lat starostą olsztyńskim), Zygmunt August, Maksymilian Habsburg… Tę listę można kontynuować w nieskończoność.
Jak każda szanująca się twierdza z okresu średniowiecza również i zamek w Olsztynie ma swoje legendy. Co ciekawe, zdecydowana większość z tych legend opiera się na faktach i rzeczywistych wydarzeniach.
Najbardziej znaną postacią związaną z zamkiem w Olsztynie jest starosta poznański Maćko Borkowic. Przez całe lata współpracował blisko z królem Kazimierzem, zdobywając jego zaufanie. Umiał je zdobywać mieczem i głową: brał udział w wyprawie na Ruś, zajmował grody pograniczne w Wielkopolsce, występował jako arbiter w sporach. Kazimierz nadawał mu spore dobra, w tym np. miasto Koźmin, powoływał na świadka przy rozmowach z Janem Luksemburskim, delegował do zawarcia pokoju z Krzyżakami. W 1348 roku król Kazimierz Wielki mianował go starostą poznańskim, aby ukrócił panujące na tym terenie gwałty i rozboje. Ponieważ Maćko nie wywiązał się z polecenia, król w 1352 roku mianował Ślązaka Wierzbiętę. Wtedy Borkowicz zawiązał przeciw Wierzbięcie, a więc pośrednio także królowi, konfederację. Dwa lata później zamordował swego szwagra, wojewodę Beniamina, za co skazano go na wygnanie. Maćko uciekł na Śląsk do Wrocławia. Co ciekawe, nie został wtedy pozbawiony stanowiska wojewody poznańskiego.
W marcu 1357 roku niespodziewanie Maćko Borkowic znalazł się przy królu w Krakowie. O banicji nikt jakoś już nie pamiętał ani nie mówił. Niespełna rok później, w styczniu król Kazimierz wyruszył na objazd Wielkopolski, z Borkowicem u boku. 16 lutego 1358 roku znaleźli się w Sieradzu i tu niespodziewanie wojewoda poznański złożył królowi uroczystą przysięgę wierności. Przysięga ta przeszła do historii z powodu, który dla ówczesnych zapewne nie był dostrzegalny. W jej tekście po raz pierwszy Polska nazwana została Rzeczpospolitą. Owa przysięga uznana została za ostateczne zakończenie konfederacji wielkopolskiej.
Wszyscy mogli powiedzieć, że Maćko wrócił do łask Kazimierza. Coś jednak w tej przyjaźni nadal zgrzytało, bo Borkowic, zamiast korzystać z pańskiej opieki, zabrał się się za kierowanie zorganizowanymi grupami rozbójników, pewnikiem tymi samymi, które szalały wcześniej w Wielkopolsce. Znowu zapanował zamęt, nie sposób było prowadzić handel. Ucierpiał handel i skarbiec w Krakowie. Król w końcu postanowił interweniować i zjawił się własną osobą w Kaliszu. Na jego wezwanie stawił się dumny i pewny siebie Maćko Borkowic. Był pewny że nic mu nie grozi.
Ale jego bezczelności miał już dość ostatni z królewskiej linii Piastów. Wojewoda został natychmiast aresztowany i postawiony przed sądem, któremu przewodził sam Kazimierz. Borkowic, zakuty w kajdany, przewieziony został do zamku w Olsztynie.
Prawdopodobnie 9 lutego 1360 roku, po drabinie zszedł do lochu pod główną wieżą. Drabinę podniesiono, a klapę zabito ćwiekami. Skazany na śmierć głodową wojewoda pozostał w lochu, odcięty od świata na zawsze. Maćko otrzymywał tylko siano oraz wodę.
Jan Długosz, opisując kaźń Maćka, pisze, że zrozpaczony skazaniec próbował kąsać własne ciało. Zmarł po czterdziestu dniach męczarni, do końca złorzecząc zza zamkniętej klapy królowi Kazimierzowi i jego politycznym ambicjom.
Ale czy rzeczywiście to polityka jest winna makabrycznej śmierci Borkowica? Nieoceniony Jan Długosz przytacza plotkę, która każe spojrzeć na surowość kary z innej strony. Zdaniem kronikarza Maciej miał mieć ”miłosną sprawę z królową”. Niestety o której królowej mowa kronika już nie wspomina.
Smutna przeszłość Maćka Borkowica jest tu wciąż żywa w ruinach olsztyńskiego zamku. Upiór błąka się po zamku w ciemne noce. Słychać jęki, przekleństwa i brzęczenie jego kajdan. Wraz z nimi ukazuje się cień barczystego szlachcica z sumiastym wąsem.
Źródło: ”Duchy polskie”, autorstwa Bogny Wernichowskiej i Macieja Kozłowskiego, rok 1983