Mikołaj z Jaroszowa herbu Kornicz, zwany też Siestrzeńcem, miał wszelkie predyspozycje aby przejść do historii jako światły pan, burgrabia będziński i rabsztyński, przyjaciel możnego rodu Szafrańców i samego króla Władysława Jagiełły. Mikołaj posiadał jednak cechy charakteru, które w dzisiejszych czasach pozwoliłyby go zakwalifikować do grupy choleryków. Legenda, jak i zachowane źródła historyczne z XV wieku, pokazują nam Mikołaja z Jaroszowa jako gwałtownika, zbója i warchoła.
Ale od początku…
Rodzice naszego bohatera, Mikołaj i Helena, byli niezamożnymi ludźmi ze wsi Kornice w powiecie raciborskim. Jak to się więc stało, że pochodzący z mało znaczącej rodziny człowiek wybił się wyżej niż pewnie sam przypuszczał?
Za męstwo okazane w bitwie pod Grunwaldem i wsparcie w zdobyciu zamku w Dzierzgoniu król Władysław Jagiełło nadaje Mikołajowi tytuł i funkcje burgrabiego zamku w Będzinie. Nawiasem mówiąc, to zdobycie twierdzy odbije się za wiele lat Mikołajowi czkawką: zostanie oskarżony o kradzież skarbu z dzierzgońskiego zamku.
Jest rok 1415. Będąc już panem pełną gębą Mikołaj zaprzyjaźnia się z jednym z najpotężniejszych możnych królestwa, właścicielem Pieskowej Skały, podkomorzym krakowskim Piotrem Szafrańcem.
Rezydując w Będzinie Mikołaj styka się z szerzącym się w okolicy husytyzmem. Posłuje nawet z polecenia króla Jagiełły do Czech, a jest to czas, że husyci obiecują polskiemu władcy czeską koronę. Jak wiadomo nic z tego nie wyszło, ale Mikołaj sympatyzuje z nowym ruchem religijnym. Kiedy książę raciborski wtrąca do więzienia czeskie poselstwo zmierzające do Jagiełły i mimo próśb Mikołaja nie chce ich wypuścić, pan na Będzinie pokazuje swoją mroczną stronę: zaczynają się napaści na kupców zmierzających do Krakowa, a jeden z zaufanych ludzi Kornicza atakuje kościół w Pilczy. W tym samym czasie w Będzinie na zamku tworzy się swoista baza poparcia dla husytów, mimo że sam Mikołaj husytą nigdy nie był, chociaż mógł liczyć na ich wsparcie. Nie mogło być inaczej, skoro na zjeździe w Łucku jawnie grozi królowi Jagielle najazdem husytów.
Mikołaj musiał być człowiekiem o wielkim uroku osobistym, bo król nawet wtedy nie chce występować przeciwko niemu. A rabunki i napady na bogate karawany kupieckie trwają w najlepsze. W zamku w Przewodziszowicach Mikołaj utrzymuje bandę zbójów ze Śląska, którzy nie przepuszczają nawet orszakom możnych. Od 1426 roku (bo wtedy podobno Przewodziszowice znalazły się w rękach Mikołaja) zdążył dorobić się w ten sposób niezłej fortuny.
Niezdobyta warownia, jaką wtedy były Przewodziszowice, pozwalała chronić się przed ewentualnym pościgiem i ukrywać łupy. Nikt nie był w stanie zdobyć zamku, chociaż na Mikołaja zasadzał się niejeden magnat, który miał już dosyć panoszenia się bezczelnego i zuchwałego szlachetki. Nasz bohater, schowany za kamiennymi murami wzniesionymi na dwudziestometrowej pionowej skale, kpił sobie z wszelkich prób zagarnięcia zamczyska.
Ale nawet cierpliwość Władysława Jagiełły miała swoje granice. Mikołaj dopiero po zjeździe w Łucku pokazał dopiero na co go stać. Zarzucił nieszlacheckie pochodzenie marszałkowi królewskiemu, uwięził i zakuł w dyby mieszczanina ze Sławkowa, napadł i ograbił starostę sławkowskiego. Na koniec porwał i uwięził dziecko Tomasza z Nawojowa. Tego miał już dosyć nawet Jagiełło, a sądy przypomniały sobie o skargach, które spływały na Mikołaja od ponad dziesięciu lat.
Jest rok 1434. Kornicza pozbawiono tytułu burgrabiego będzińskiego. Kara niewielka, tym bardziej, że jakiś czas później wykupił sobie dożywotni tytuł wójta w Będzinie. Zresztą jeszcze w 1434 roku Mikołaj napadł na sąsiadujący z Będzinem gródek w Siedlcu i wypędził z niego jego właścicielkę. Opieka rodu Szafrańców robiła swoje: Mikołaja zobaczymy jeszcze jako starostę przedborskiego i burgrabiego rabsztyńskiego. Zmarł dopiero w 1445 roku, do końca swoich dni procesując się z sędzią grodu krakowskiego Pełką z Kliszowa.
Tyle mówią suche fakty na temat Mikołaja. Legendy mówią, że nikt kto za życia zalazł innym za skórę po śmierci nie ma co liczyć na spokój.
Widmo w długiej i ciemnej opończy pojawia się w mgliste i pochmurne dni przy ruinach zamku w Przewodziszowicach. Strzeże swoich skarbów, i robi to nad wyraz skutecznie, bo mimo poszukiwań nigdy niczego nie znaleziono, ani w ruinach warowni, ani w pobliskiej studni wykutej w skale.
Mikołaj chyba już nigdy nie podzieli się z nikim dobrami zrabowanymi kupcom i możnym. Nawiasem mówiąc, zjawa Kornicza jest jednym z najstarszych polskich duchów, bo błąka się na swoich dawnych włościach już ponad pięćset lat.
źródło: “Duchy Polskie”, Zuzanna Śliwa