Na wysokim wapiennym wzgórzu, pośród wiekowych buków, wznoszą się ruiny potężnej niegdyś warowni zamku Lipowiec. Powstał on na miejscu wcześniejszego założenia obronnego należącego do rycerskiego rodu Gryfitów.
Nowi właściciele na początku XIV wieku wznoszą zamek murowany z wysoką wieżą. Musiała to być potężna warownia, skoro bronił się w niej przed wojskiem Łokietka wrogi mu biskup krakowski, Jan Muskata (ten sam, o którym mówiono że: “nie ma na świecie niebezpieczniejszego odeń człowieka”) . W pierwszej połowie XV wieku zamek będący w posiadaniu Zbigniewa Oleśnickiego, sekretarza króla Władysława Jagiełły, został ponownie przebudowany i rozbudowany. Rządy Oleśnickiego zbiegły się z wojnami husyckimi, które toczyły się również na tych terenach.
W 1456 roku król Kazimierz Jagiellończyk oddał biskupom krakowskim całkowitą władzę sądowniczą również nad świeckimi poddanymi dóbr lipowieckich. I wtedy właśnie rozpoczyna się w historii zamku okres, który nie cieszy się dobrą sławą.
Zamek oprócz funkcji mieszkalnych, zaczął także spełniać rolę więzienia dla osób podległych jurysdykcji duchownej. Poza tym był magazynem skarbów zdobytych przez biskupów podczas wypraw łupieżczych, co bynajmniej nie było zgodne z naukami kościoła. Jednym z więźniów wieży był zbrodniczy opat Mikołaj z Buska. W XVI wieku w dobie reformacji biskupi ze swej rezydencji uczynili więzienie dla kacerzy lub zbyt śmiałych księży reformatorów. Osadzono tu miedzy innymi włoskiego reformatora i zarazem profesora Akademii Krakowskiej, Franciszka Stankara.
Romantyczna legenda mówi, że w ucieczce pomogła mu zakochana w nim córka dozorcy więziennego. Dziewczyna miała do niego dołączyć następnego dnia, jednak jej ojciec zorientował się, że pomogła uciec więźniowi. Zdenerwowany zakazał jej opuszczania zamku. Włoch nie mógł już wrócić i jej pomóc bo zostałby złapany. Dziewczyna płakała i błagała ojca, jednak ten nie pozwolił jej opuścić murów. Zrozpaczona i załamana z tęsknoty postanowiła ubrać się w przygotowaną suknię ślubną i popełnić samobójstwo.
W rzeczywistości Franciszek zbiegł z więzienia bez uwodzenia przedstawicielek płci pięknej, i była to ponoć jedyna udana ucieczka w mrocznych dziejach zamku. Wbrew legendzie, przyczyniły się do niej starania protestanckiej szlachty i wypchana pieniędzmi sakiewka. Strażnicy po prostu przez parę chwil nie byli zbyt ”czujni”. Natomiast Franciszkowi już w dwa lata po uwięzieniu udało się wydać dzieło o reformie Kościoła w Polsce, którego pisanie rozpoczął jeszcze w więzieniu lipowieckim.
Późniejsze wieki nie były już dla Lipowca takie łaskawe. Zniszczenia w wyniku pożaru zamku w 1629 roku i później najazdu szwedzkiego rozpoczęły stopniowy proces upadku Lipowca. Innym czynnikiem powodującym powolny zmierzch budowli była jego przestarzałość jako obiektu mieszkalnego, nie spełniającego już wymogów barokowych rezydencji. Tym samym Lipowiec przestał już być siedzibą biskupów krakowskich, którzy w pobliżu niego wznieśli nowy, drewniany dwór, który miał spełniać tę funkcję. Ostatecznie zamek Lipowiec przestał być twierdzą biskupią w 1789 roku i przeszedł wtedy na rzecz Skarbu Państwa. Z kolei w 1800 roku kolejny pożar wypalił warownię do gołego kamienia.
Co ciekawe, w 1868 r. zamek kupił hrabia Guido Donnersmarck, znana postać na Śląsku. Stworzył on między innymi kopalnię Guido. Nie nastąpiły wtedy natomiast żadne znaczące zmiany związane z zamkiem. Ostatecznie w połowie XX wieku zdecydowano, że zamek już na zawsze pozostanie trwałą ruiną.
Prawie każdy zamek może poszczycić się własna legendą o duchach. Nic w tym dziwnego, bo czy istnieje lepszy wabik na turystów niż obietnica spotkania Białej Damy czy rycerza bez głowy, którzy błąkają się w romantycznych ruinach? Zamek Lipowiec może pochwalić się tym, że nawiedza go kilka zjaw. W tym tak zwana ”grupa”.
Podobno od czasu do czasu można tu spotkać Białą Damę. To ta nieszczęśliwie zakochana córka dozorcy z legendy. Można ją zobaczyć na zamkowych murach, jak czeka (i czeka) na swojego Franciszka.
Drugi duch to już nie ofiara (a raczej ofiary) nieszczęśliwej miłości. Jeżeli pójdziecie na spacer w pobliżu zamku około północy spodziewajcie się zobaczyć czarną karetę, która zaprzęgnięta w sześć czarnych koni, bez woźnicy mknie bezszelestnie w kierunku bramy. Jeżeli jeszcze nie uciekliście, to podobno zobaczycie również, jak z karety wysiada ubrany w purpurę biskup i wchodzi na dziedziniec. Bardziej krwawe wersje legendy mówią też, że za biskupem kroczą kat i skazaniec, a w momencie egzekucji całe widmo znika wraz z uderzeniem pioruna. Brzmi zachęcająco, prawda? Jeżeli się kiedyś wybierzecie i to zobaczycie, to dajcie koniecznie znać, jak było.